SŁOWO OD JURORA 2018

JUROR

Aleksander Jackowski

Warszawa, 19 I 1920 – Warszawa, 1 I 2017

Obecnego, 12. konkursu Ociepki, i eksponowanych na wystawie prac, już Aleksander Jackowski nie poznał. Profesor był jurorem od pierwszej edycji w 1996 roku i niejako z urzędu przewodniczącym komisji oceniającej. Zawsze po obradach zostawiał krótką notatkę usprawiedliwiającą wskazania nagrodzonych i wyróżnionych artystów. A do katalogu towarzyszącego wystawie pokonkursowej pisał zwięzłą praktyczną wykładnię zasad przyświecających jurorom. Bez zastrzeżeń podzielaliśmy Jego wybory i jak uczniowie słuchaliśmy wyjaśnień, szczególnie że mieliśmy poczucie pełnienia współrzędnej z Nim roli, przewodniczący bowiem w żadnym stopniu nie wywierał na pozostałych presji w celu uznania Jego opinii. Niemal wszyscy, którzy spotykali się z Profesorem wokół sztuki naiwnej, zwanej naiwną, art brut... mają zaszczyt nazywać się Jego ideowymi spadkobiercami.
Pożegnaliśmy Aleksandra Jackowskiego w poniedziałek 16 stycznia przed dwoma laty na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim. Za trzy dni miałby 97. urodziny. Po Mszy św. w kościele pw. św. Karola Boromeusza w towarzystwie wojskowej asysty honorowej przeszliśmy za trumną Zmarłego do grobu rodzinnego Jackowskich, gdzie złożyliśmy kwiaty i wieńce, a osoby reprezentujące rodzinę, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i redakcję „Kontekstów” wygłosiły krótkie przemowy. Poduszka z odznaczeniami, salwa honorowa, śnieg już nie prószy. Jeszcze chwila milczenia. Witam się ze znajomymi z całej Polski – przybyli ze Szczecina, Krakowa, Katowic, Radomia, z Płocka i oczywiście z różnych warszawskich instytucji, najliczniej chyba z Państwowego Muzeum Etnograficznego.
Zgromadził nas tu Aleksander, bo wszyscy zabiegaliśmy o Jego względy – wiedzę i zdanie – gdy los rzucił nas na obszary zainteresowań tym osobliwym zjawiskiem artystycznym, jakim jest twórczość outsiderów (na aucie) czy zwana naiwną, z jej wszelkimi dziwactwami i egzotyką. Czasem Aleksandra Jackowskiego nazywa się papieżem polskiego art brut. To wyraz uznania Jego pionierskiej i wiodącej pozycji w środowisku naszych badaczy. Pojęcie art brut zostało przez Niego przejęte od Jeana Dubuffeta i wprowadzone do literatury polskiej oraz rozwijane i precyzowane w kilku książkach, kilkunastu publikowanych rozmowach i kilkudziesięciu wypowiedziach przy okazji licznych wystaw sztuki innej, naiwnej, samorodnej, intuicyjnej itp.
Życie miał Aleksander Jackowski długie i intensywne, pełne interesujących zdarzeń, owocnych spotkań, niekiedy o sensacyjnym przebiegu, co znamy z autobiograficznych wyznań Na skróty (1995), Z Aleksandrem Jackowskim o Sztuce zwanej naiwną i Na skróty” (1995) i Ćwiczeń z pamięci (1999). Po zsyłce na Syberię powracał do kraju z kościuszkowcami w roli oficera politycznego, miał czas pełnienia różnych dygnitarskich funkcji w stołecznych władzach wojskowych, w ministerstwach, departamentach i biurach, w otoczeniu środowiska Sokorskiego, Bermana, Borejszy itp. kreatur politycznych w najmroczniejszych czasach panoszenia się dyktatury stalinowskiej.
Brał udział w organizowaniu Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk. Wraz ze zmianą miejsca pracy z politycznego na „kulturalne” zmienili się Jego towarzysze: prof. Juliusz Starzyński, Tadeusz Sygietyński, Michał Walicki, Andrzej Ryszkiewicz, Zofia Lissa czy Leon Schiller, a nieco później Zbigniew Raszewski, Mieczysław Porębski, Jerzy Toeplitz, Roman Reinfuss – atmosfera polityczna tylko nieco inna, ale personalnie nastąpił zwrot istotny. Swoją pracę zawodową, którą cenimy i pamiętamy, Aleksander Jackowski rozpoczął od organizacji badań twórczości nieprofesjonalnej i sztuki ludowej oraz ich dokumentowania po roku 1950. Dzięki temu miał okazję poznawać takich artystów, jak Nikifor, Ociepka czy Stanisław Zagajewski, z czasem odwiedził w ich domach i pracowniach pierwszy i drugi garnitur polskich twórców nieprofesjonalnych. Profesjonalnych zresztą też – był po prostu koneserem sztuk, nie tylko plastycznych, lecz również muzyki, ze znawstwem jej słuchał, wygłaszał o niej prelekcje i opowiadał wrażenia z koncertów. Ostatnią Jego książką jest osobista opowieść o Jerzym Jarnuszkiewiczu, Rzeźby. Medale. Ekslibrisy, wydana w 2015 roku, przygotowana kilka lat wcześniej w poczuciu spełnienia obowiązku wobec podziwianego artysty i przyjaciela, profesora warszawskiej ASP, autora rzeźby Małego Powstańca.
Nie był historykiem sztuki, jak wielu sądziło, wyszedł z socjologicznej szkoły prof. Stanisława Ossowskiego, dlatego mógł odpowiedzialnie nazywać siebie antropologiem kultury. Należał do grona założycieli „Polskiej Sztuki Ludowej”, potem został naczelnym kwartalnika, do którego u schyłku swego szefowania w połowie lat 90-tych dodał „Konteksty”. Jego następcy zaś ten podtytuł wydobyli na plan pierwszy – „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” – czyniąc z periodyku czasopismo podejmujące problematykę antropologiczną, zarzucając zainteresowanie sztuką ludową, bo właściwie, skąd ją dzisiaj brać..., enigmatyczne konteksty bardziej okazują się interesujące. Od kultury ludowej, przez twórczość nieprofesjonalną, do art brut – ten ostatni nurt chyba najbardziej rozsławił Aleksandra Jackowskiego wśród średniego i młodego pokolenia miłośników sztuki, którzy z różnym skutkiem próbują nieść idee przez Niego zaszczepione.
Aleksander Jackowski – przeze mnie nazywany „Aleksandrem”, przez bliższych „Jackiem”, a powszechnie „Redaktorem” i „Profesorem” – na wszystkich drogach swoich złożonych peregrynacji życiowych był humanistą, co może jest spostrzeżeniem banalnym albo wręcz sloganem z nekrologu, jednak nie da się zaprzeczyć, że wszelkie swoje aktywności i zainteresowania lokalizował w dziedzinie kultury, która ma prawdziwie ludzką twarz, albo po to, aby dać jej taki właśnie kształt. Jest to oczywiste dla Jego świadków, czyli towarzyszy najróżniejszych wspólnych przedsięwzięć, a dla obserwatorów z dystansu zapewne wystarczą opowieści Aleksandra o artystach, zgromadzone choćby w sztandarowym Jego dziele Sztuka zwana naiwną, gdzie ludzki wyraz zrozumienia, empatii, współczucia itp. przejawia się w sposobie prezentacji postaci tak licznie naznaczonych nieszczęściem, poczuciem krzywdy i nieudanego życia.
Już tylko niektórzy pamiętają wystawę Inni w Zachęcie w 1965 roku, a większość z nas czytała o niej lub kiedyś słyszała od innych. To pierwsze tak doniosłe zdarzenie i moment zwrotny, gdy zainteresowanie sztuką samorodną nabierało rozpędu. Jackowski jeszcze wówczas nie znał idei Dubuffeta, ale dzisiaj innych bez wątpienia utożsamiamy z twórcami art brut. Poznał kolekcję Dubuffeta i jej właściciela podczas stypendium w Paryżu w 1970 roku, uznał go za najciekawszego i najinteligentniejszego artystę swoich czasów, przyjął jego koncepcję twórczości i sztuki. Rezultatem tych zainteresowań była w 1985 roku wystawa Talent, pasja, intuicja w Okręgowym Muzeum w Radomiu – kontynuacja Innych po dwudziestu latach – której Aleksander był współautorem (z Adamem Zielezińskim), a następnie dwa artykuły z terminem „art brut” w tytule: Art brut a sztuka współczesna (1987) i Mit sztuki poza kulturą. Art Brut (1994). W 1995 roku ukazało się opus vitae Aleksandra Jackowskiego, album Sztuka zwana naiwną, w którym autor przedstawił 91 sylwetek polskich artystów, ich życie i twórczość. To nie jest leksykon wyłącznie art brut czy sztuki naiwnej, bo chociaż Jackowski rzetelnie opisuje te zjawiska, jednak nie jest rzecznikiem dzielenia włosa na czworo i wszystkich wrzuca do jednego worka. Bawią Go pytania: XY jest naiwny czy outsider, a może brut?, a irytują dociekania o stan zdrowia artysty: Schizofrenik czy jedynie przybity depresją?. Lubił w takiej sytuacji przewrotnie odpowiadać: Czy oglądając wystawę, zastanawiasz się, który artysta cierpi na podagrę, a który boryka się ze skutkami wrzodów żołądka?.
Jackowski pisze w stylu lekkich esejów, gdzie nie ma miejsca na precyzyjny język naukowy. Dlatego Jego album miał nieporównywalną z jakimikolwiek pokrewnymi publikacjami liczbę recenzji i omówień w czasopismach popularnych i dziennikach. Ta książka faktycznie trafiła pod strzechy i została przyjęta przez szerokie rzesze polskiej inteligencji.
Na przełomie wieków powstało w kraju kilka małych galerii prywatnych, przy stowarzyszeniach albo w domach kultury, specjalizujących się w prezentowaniu twórczości art brut. Kanalizowały ruch młodych zapaleńców poszukujących artystów samorodnych, nieskażonych rutyną i techniką: Promyk w Gdańsku, Tak w Poznaniu, Pod Sukniami w Szczecinie, Art Naïf w Krakowie, Oto Ja w Płocku, w Bydgoszczy, we Wrocławiu, w Lublinie i in. Mentorem środowiska skupionego wokół sieci galerii był Aleksander Jackowski, a art brut stanowi naczelną ideę, która wskazuje im kierunek. Liczne wystawy w tych galeriach Aleksander poprzedzał swoim kompetentnym słowem. Tak też było od początku bydgoskiego biennale imienia Teofila Ociepki aż do 8. konkursu – w 2010 roku, który był dla Niego ostatnią edycją, bo zaraz potem Aleksander ze względu na podeszły wiek wycofał się z czynnego zaangażowania zawodowego. Co dwa lata przewodniczył jury i celnym krótkim słowem kwitował rezultaty zmagań konkursowych w katalogach wystaw. Wtedy widzieliśmy się po raz ostatni, Aleksander miał trudności w poruszaniu się, w czym pomagał Mu tzw. balkonik, na którym mógł się oprzeć i przysiąść. Jak zawsze był pełen humoru i serdecznych relacji z kolegami. Ale nasze kontakty się nie skończyły, bo organizatorzy konkursu przesyłali do Profesora informacje o kolejnych edycjach i wystawach, niektórzy członkowie komisji oceniającej odwiedzali Go w domu, a w każdym razie podczas obrad jury Profesor Jackowski był zawsze obecny myślą, mową i autorytetem.
Mam bardzo osobisty tytuł, aby z pełną życzliwością wspominać Aleksandra. Gdy odchodził na emeryturę, w „Kontekstach” (1995, nr 3/4) dał wywiad, a w nim, zapytany o następców, którzy mogliby kontynuować i rozwijać tę Jego schedę krytyczno-artystyczną, odpowiedział:
[...] do tego powinien być odpowiedni człowiek. W tej chwili jest takich dwóch, trzech w Polsce. Jeden to jest Adam Zieleziński w Radomiu, który ma w Muzeum Okręgowym piękną kolekcję i pracuje bardzo sensownie. Drugi to Zbigniew Chlewiński w Płocku. Także w Legnicy zajmują się dobrze art brut i chorymi psychicznie. Andrzej Kowal, dyrektor szpitala w Kobierzynie tworzy u siebie ważną kolekcję. Myślę, że troszkę tych ludzi zainspirowałem i te sytuacje, które są, też pomagają temu, że w tej chwili niektórzy gdzieś zaczynają to robić.
Pozostały nasze wystąpienia we wspólnych publikacjach, udział w seminariach i kolegiach jurorów, spotkania z ludźmi, z którymi mnie Aleksander poznał, kilka serdecznych listów... I wiele ciepłych wspomnień.

Niedługo potem w Wojewódzkim Ośrodku Kultury w Bydgoszczy zrodziła się inicjatywa ogłoszenia Ogólnopolskiego Konkursu Malarskiego im. Teofila Ociepki. Aleksander Jackowski, przewodniczący jury, w inaugurującej mowie tak otworzył pierwszą pokonkursową wystawę:
[...] takiego konkursu jeszcze nie było, od dawna zresztą nie dawano szans ujawnienia się w kraju ciekawych indywidualności. [...] Nie zdradzę tajemnicy obrad, mówiąc o rozterkach naszych – jurorskich. Tyle ślicznych, naprawdę urzekających prac..., a trzeba w końcu wybrać te najlepsze, pierwsze, i niewiele im ustępujące drugie, a przecież i wśród wyróżnionych znalazły się obrazy, które na innych konkursach mogłyby uzyskać najwyższe nagrody. Nie pamiętam konkursu, na którym wszyscy byliby pod urokiem tak wielu dzieł. [...] Z wdzięcznością myślę o ludziach, którzy zorganizowali ten konkurs, to był wielki wysiłek. Ale i efekt wymierny. Wystawa znakomita, przekonująca o tym, że wśród amatorów, jak ich nazywamy, jest wielu ludzi obdarzonych talentem, samodzielnych, twórczych. Artystów.
W dwudziestokilkuletnej historii konkursu zmieniał się skład jury, miejsca ekspozycji pokonkursowych, współorganizatorzy i nazwy głównego organizatora, który podmiotowo pozostał tożsamy, nawet pewne tendencje w obrębie krytyki artystycznej. Ale doniosłość konkursu Ociepki jest w dalszym ciągu najwyższej rangi wśród krajowych wydarzeń na mapie twórczości plastycznej. Dzisiejsza Galeria Sztuki Ludowej i Nieprofesjonalnej w Kujawsko-Pomorskim Centrum Kultury w Bydgoszczy jest kolebką zdolnych i obiecujących artystów. Nie mam wątpliwości, że prestiż konkursu w dużym stopniu promieniuje wielkością wieloletniego przewodniczącego komisji oceniającej.
Pozostawił Profesor Aleksander Jackowski bogaty dorobek materialny i inspirujące dzieło intelektualne. Będziemy z nich korzystać, a może nawet jakieś zdanie Aleksandra rozwiniemy twórczo w kierunku, który i On mógłby przyjąć. Na pewno pamięć o Nim pozostanie długo jeszcze żywa, warto by ją utrwalić, nobilitując którąś z naszych młodych galerii imieniem Aleksandra Jackowskiego.

Niech spoczywa w pokoju!

Zbigniew Chlewiński