PIĄTKI WSPOMNIEŃ
Jesienny czas zadumy, w tym roku jakby głębszy, rozleglejszy.
Tak wiele niezwykłych osobowości, wspaniałych twórców gościło w naszej Galerii odciskając na niej swoje piętno. Chcemy przypomnieć tych, których nie ma już wśród nas ale ich twórczość, pasja, idee żyją, wciąż budzą nasze emocje, nie pozwalają na obojętność. Mieszkali blisko nas – Józek Chełmowski, Genia Magiera, Wiktor Chrzanowski, Stanisław Zagajewski, Waldek Styperek . . oni i inni pojawią się w naszych wspomnieniach, którymi podzielimy się z Państwem.
Nasz cykl rozpocznie wspomnienie o profesorze Aleksandrze Jackowskim. Nie był artystą. Guru – to określenie pasuje do niego idealnie. Wydobył z niebytu twórczość polskich outsiderów, pokazał jak wielką ma wartość nie tylko dla nich ale też dla nas. Szczere do bólu, poruszające artystyczne kreacje zostały zauważone dzięki jego pasji, intuicji, sile przekonywania. Przekonał nas, że istnieje wielka sztuka poza oficjalnymi kanałami i akademiami. Jego życie przypadło na niełatwy czas perlu, dla niektórych to zarzut. Można było się poddać ale on wykorzystał wszystkie tkwiące w systemie możliwości by działać dla ludzi często będących na jego marginesie. Nawet jego przeciwnicy nie są w stanie odmówić mu niezaprzeczalnych zasług i do dziś pozostaje niezastąpiony.
Nasz Ogólnopolski Konkurs Malarski im. Teofila Ociepki dzięki Jego wieloletniemu patronatowi zyskał renomę, którą cieszy się do dziś.
Tekst Zbigniewa Chlewińskiego z Muzeum Mazowieckiego w Płocku, Jurora naszego konkursu, człowieka, który znał Aleksandra Jackowskiego i parę zdjęć z pierwszej edycji Ogólnopolskiego Konkursu Malarskiego im. Teofila Ociepki, w którym Profesor wręczał nagrody twórcom niech będą zachętą dla Państwa do poszukiwań i własnych opinii w tym niełatwym temacie.
Katarzyna Wolska
JUROR
ALEKSANDER JACKOWSKI
Warszawa, 19 I 1920 – Warszawa, 1 I 2017
Obecnego, 12. konkursu Ociepki, i eksponowanych na wystawie prac, już Aleksander Jackowski nie poznał. Profesor był jurorem od pierwszej edycji w 1996 roku i niejako z urzędu przewodniczącym komisji oceniającej. Zawsze po obradach zostawiał krótką notatkę usprawiedliwiającą wskazania nagrodzonych i wyróżnionych artystów. A do katalogu towarzyszącego wystawie pokonkursowej pisał zwięzłą praktyczną wykładnię zasad przyświecających jurorom. Bez zastrzeżeń podzielaliśmy Jego wybory i jak uczniowie słuchaliśmy wyjaśnień, szczególnie że mieliśmy poczucie pełnienia współrzędnej z Nim roli, przewodniczący bowiem w żadnym stopniu nie wywierał na pozostałych presji w celu uznania Jego opinii. Niemal wszyscy, którzy spotykali się z Profesorem wokół sztuki naiwnej, zwanej naiwną, art brut… mają zaszczyt nazywać się Jego ideowymi spadkobiercami. Pożegnaliśmy Aleksandra Jackowskiego w poniedziałek 16 stycznia przed dwoma laty na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim. Za trzy dni miałby 97. urodziny. Po Mszy św. w kościele pw. św. Karola Boromeusza w towarzystwie wojskowej asysty honorowej przeszliśmy za trumną Zmarłego do grobu rodzinnego Jackowskich, gdzie złożyliśmy kwiaty i wieńce, a osoby reprezentujące rodzinę, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i redakcję „Kontekstów” wygłosiły krótkie przemowy. Poduszka z odznaczeniami, salwa honorowa, śnieg już nie prószy. Jeszcze chwila milczenia. Witam się ze znajomymi z całej Polski – przybyli ze Szczecina, Krakowa, Katowic, Radomia, z Płocka i oczywiście z różnych warszawskich instytucji, najliczniej chyba z Państwowego Muzeum Etnograficznego.
Zgromadził nas tu Aleksander, bo wszyscy zabiegaliśmy o Jego względy – wiedzę i zdanie – gdy los rzucił nas na obszary zainteresowań tym osobliwym zjawiskiem artystycznym, jakim jest twórczość outsiderów (na aucie) czy zwana naiwną, z jej wszelkimi dziwactwami i egzotyką. Czasem Aleksandra Jackowskiego nazywa się papieżem polskiego art brut. To wyraz uznania Jego pionierskiej i wiodącej pozycji w środowisku naszych badaczy. Pojęcie art brut zostało przez Niego przejęte od Jeana Dubuffeta i wprowadzone do literatury polskiej oraz rozwijane i precyzowane w kilku książkach, kilkunastu publikowanych rozmowach i kilkudziesięciu wypowiedziach przy okazji licznych wystaw sztuki innej, naiwnej, samorodnej, intuicyjnej itp.
Życie miał Aleksander Jackowski długie i intensywne, pełne interesujących zdarzeń, owocnych spotkań, niekiedy o sensacyjnym przebiegu, co znamy z autobiograficznych wyznań Na skróty (1995), Z Aleksandrem Jackowskim o „Sztuce zwanej naiwną” i „Na skróty” (1995) i Ćwiczeń z pamięci (1999). Po zsyłce na Syberię powracał do kraju z kościuszkowcami w roli oficera politycznego, miał czas pełnienia różnych dygnitarskich funkcji w stołecznych władzach wojskowych, w ministerstwach, departamentach i biurach, w otoczeniu środowiska Sokorskiego, Bermana, Borejszy itp. kreatur politycznych w najmroczniejszych czasach panoszenia się dyktatury stalinowskiej.
Brał udział w organizowaniu Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk. Wraz ze zmianą miejsca pracy z politycznego na „kulturalne” zmienili się Jego towarzysze: prof. Juliusz Starzyński, Tadeusz Sygietyński, Michał Walicki, Andrzej Ryszkiewicz, Zofia Lissa czy, Leon Schiller, a nieco później Zbigniew Raszewski, Mieczysław Porębski, Jerzy Toeplitz, Roman Reinfuss – atmosfera polityczna tylko nieco inna, ale personalnie nastąpił zwrot istotny. Swoją pracę zawodową, którą cenimy i pamiętamy, Aleksander Jackowski rozpoczął od organizacji badań twórczości nieprofesjonalnej i sztuki ludowej oraz ich dokumentowania na początku lat 1950. Dzięki temu miał okazję poznawać takich artystów, jak Nikifor, Ociepka czy Stanisław Zagajewski, z czasem odwiedził w ich domach i pracowniach pierwszy i drugi garnitur polskich twórców nieprofesjonalnych. Profesjonalnych zresztą też – był po prostu koneserem sztuk, nie tylko plastycznych, lecz również muzyki, ze znawstwem jej słuchał, wygłaszał o niej prelekcje i opowiadał wrażenia z koncertów. Ostatnią Jego książką jest osobista opowieść o Jerzym Jarnuszkiewiczu, Rzeźby. Medale. Ekslibrisy, wydana w 2015 roku, przygotowana kilka lat wcześniej w poczuciu spełnienia obowiązku wobec podziwianego artysty i przyjaciela, profesora warszawskiej ASP, autora rzeźby Małego Powstańca.
Nie był historykiem sztuki, jak wielu sądziło, wyszedł z socjologicznej szkoły prof. Stanisława Ossowskiego, dlatego mógł odpowiedzialnie nazywać siebie antropologiem kultury. Należał do grona założycieli „Polskiej Sztuki Ludowej”, a potem naczelnym kwartalnika, do którego tytułu u schyłku swego szefowania w połowie lat 1990. dodał „Konteksty”, Jego następcy zaś ten podtytuł wydobyli na plan pierwszy – „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” – czyniąc z periodyku czasopismo podejmujące problematykę antropologiczną, zarzucając zainteresowanie sztuką ludową, bo właściwie, skąd ją dzisiaj brać…, enigmatyczne konteksty bardziej okazują się interesujące. Od kultury ludowej, przez twórczość nieprofesjonalną, do art brut – ten ostatni nurt chyba najbardziej rozsławił Aleksandra Jackowskiego wśród średniego i młodego pokolenia miłośników sztuki, którzy z różnym skutkiem próbują nieść idee przez Niego zaszczepione.
Aleksander Jackowski – przeze mnie nazywany „Aleksandrem”, przez bliższych „Jackiem”, a powszechnie „Redaktorem” i „Profesorem” – na wszystkich drogach swoich złożonych peregrynacji życiowych był humanistą, co może jest spostrzeżeniem banalnym albo wręcz sloganem z nekrologu, jednak nie da się zaprzeczyć, że wszelkie swoje aktywności i zainteresowania lokalizował w dziedzinie kultury, która ma prawdziwie ludzką twarz, albo po to, aby dać jej taki właśnie kształt. Jest to oczywiste dla Jego świadków, czyli towarzyszy najróżniejszych wspólnych przedsięwzięć, a dla obserwatorów z dystansu zapewne wystarczą opowieści Aleksandra o artystach, zgromadzone choćby w sztandarowym Jego dziele Sztuka zwana naiwną, gdzie ludzki wyraz zrozumienia, empatii, współczucia itp. przejawia się w sposobie prezentacji postaci tak licznie naznaczonych nieszczęściem, poczuciem krzywdy i nieudanego życia.
Już tylko niektórzy pamiętają wystawę Inni w Zachęcie w 1965 roku, a większość z nas czytała o niej lub kiedyś słyszała od innych. To pierwsze tak doniosłe zdarzenie i moment zwrotny, gdy zainteresowanie sztuką samorodną nabierało rozpędu. Jackowski jeszcze wówczas nie znał idei Dubuffeta, ale dzisiaj innych bez wątpienia utożsamiamy z twórcami art brut. Poznał kolekcję Dubuffeta i jej właściciela podczas stypendium w Paryżu w 1970 roku, uznał go za najciekawszego i najinteligentniejszego artystę swoich czasów, przyjął jego koncepcję twórczości i sztuki. Rezultatem tych zainteresowań była w 1985 roku wystawa Talent, pasja, intuicja w Okręgowym Muzeum w Radomiu – kontynuacja Innych po dwudziestu latach – której Aleksander był współautorem (z Adamem Zielezińskim), a następnie dwa artykuły z terminem „art brut” w tytule: Art brut a sztuka współczesna (1987) i Mit sztuki poza kulturą. Art Brut (1994). W 1995 roku ukazało się opus vitae Aleksandra Jackowskiego, album Sztuka zwana naiwną, w którym autor przedstawił 91 sylwetek polskich artystów, ich życie i twórczość.
To nie jest leksykon wyłącznie art brut czy sztuki naiwnej, bo chociaż Jackowski rzetelnie opisuje te zjawiska, jednak nie jest rzecznikiem dzielenia włosa na czworo i wszystkich wrzuca do jednego worka. Bawią Go pytania: XY jest naiwny czy outsider, a może brut?, a irytują dociekania o stan zdrowia artysty: Schizofrenik czy jedynie przybity depresją?. Lubił w takiej sytuacji przewrotnie odpowiadać: Czy oglądając wystawę, zastanawiasz się, który artysta cierpi na podagrę, a który boryka się ze skutkami wrzodów żołądka?.
Jackowski pisze w stylu lekkich esejów, gdzie nie ma miejsca na precyzyjny język naukowy. Dlatego Jego album miał nieporównywalną z jakimikolwiek pokrewnymi publikacjami liczbę recenzji i omówień w czasopismach popularnych i dziennikach. Ta książka faktycznie trafiła pod strzechy i została przyjęta przez szerokie rzesze polskiej inteligencji.
Na przełomie wieków powstało w kraju kilka małych galerii prywatnych, przy stowarzyszeniach albo w domach kultury, specjalizujących się w prezentowaniu twórczości art brut. Kanalizowały ruch młodych zapaleńców poszukujących artystów samorodnych, nieskażonych rutyną i techniką: Promyk w Gdańsku, Tak w Poznaniu, Pod Sukniami w Szczecinie, Art Naif w Krakowie, Oto Ja w Płocku, w Bydgoszczy, we Wrocławiu, w Lublinie i in. Mentorem środowiska skupionego wokół sieci galerii był Aleksander Jackowski, a art brut stanowi naczelną ideę, która wskazuje im kierunek. Liczne wystawy w tych galeriach Aleksander poprzedzał swoim kompetentnym słowem. Tak też było od początku bydgoskiego biennale imienia Teofila Ociepki aż do 8. konkursu – w 2010 roku, który był dla Niego ostatnią edycją, bo zaraz potem Aleksander ze względu na podeszły wiek wycofał się z czynnego zaangażowania zawodowego. Co dwa lata przewodniczył jury i celnym krótkim słowem kwitował rezultaty zmagań konkursowych w katalogach wystaw. Wtedy widzieliśmy się po raz ostatni, Aleksander miał trudności w poruszaniu się, w czym pomagał Mu tzw. balkonik, na którym mógł się oprzeć i przysiąść. Jak zawsze był pełen humoru i serdecznych relacji z kolegami. Ale nasze kontakty się nie skończyły, bo organizatorzy konkursu przesyłali do Profesora informacje o kolejnych edycjach i wystawach, niektórzy członkowie komisji oceniającej odwiedzali Go w domu, a w każdym razie podczas obrad jury Profesor Jackowski był zawsze obecny myślą, mową i autorytetem.
Mam bardzo osobisty tytuł, aby z pełną życzliwością wspominać Aleksandra. Gdy odchodził na emeryturę, w „Kontekstach” (1995, nr 3/4) dał wywiad, a w nim, zapytany o następców, którzy mogliby kontynuować i rozwijać tę Jego schedę krytyczno-artystyczną, odpowiedział:
[…] do tego powinien być odpowiedni człowiek. W tej chwili jest takich dwóch, trzech w Polsce. Jeden to jest Adam Zieleziński w Radomiu, który ma w Muzeum Okręgowym piękną kolekcję i pracuje bardzo sensownie. Drugi to Zbigniew Chlewiński w Płocku. Także w Legnicy zajmują się dobrze art brut i chorymi psychicznie. Andrzej Kowal, dyrektor szpitala w Kobierzynie tworzy u siebie ważną kolekcję. Myślę, że troszkę tych ludzi zainspirowałem i te sytuacje, które są, też pomagają temu, że w tej chwili niektórzy gdzieś zaczynają to robić.
Pozostały nasze wystąpienia we wspólnych publikacjach, udział w seminariach i kolegiach jurorów, spotkania z ludźmi, z którymi mnie Aleksander poznał, kilka serdecznych listów… I wiele ciepłych wspomnień.
Niedługo potem w Wojewódzkim Ośrodku Kultury w Bydgoszczy zrodziła się inicjatywa ogłoszenia Ogólnopolskiego Konkursu Malarskiego im. Teofila Ociepki. Aleksander Jackowski, przewodniczący Jury, w inaugurującej mowie tak otworzył pierwszą pokonkursową wystawę:
[…] takiego konkursu jeszcze nie było, od dawna zresztą nie dawano szans ujawnienia się w kraju ciekawych indywidualności. […] Nie zdradzę tajemnicy obrad, mówiąc o rozterkach naszych – jurorskich. Tyle ślicznych, naprawdę urzekających prac…, a trzeba w końcu wybrać te najlepsze, pierwsze, i niewiele im ustępujące drugie, a przecież i wśród wyróżnionych znalazły się obrazy, które na innych konkursach mogłyby uzyskać najwyższe nagrody. Nie pamiętam konkursu, na którym wszyscy byliby pod urokiem tak wielu dzieł. […] Z wdzięcznością myślę o ludziach, którzy zorganizowali ten konkurs, to był wielki wysiłek. Ale i efekt wymierny. Wystawa znakomita, przekonująca o tym, że wśród amatorów, jak ich nazywamy, jest wielu ludzi obdarzonych talentem, samodzielnych, twórczych. Artystów.
W dwudziestokilkuletnej historii konkursu zmieniał się skład Jury, miejsca ekspozycji pokonkursowych, współorganizatorzy i nazwy głównego organizatora, który podmiotowo pozostał tożsamy, nawet pewne tendencje w obrębie krytyki artystycznej. Ale doniosłość konkursu Ociepki jest w dalszym ciągu najwyższej rangi wśród krajowych wydarzeń na mapie twórczości plastycznej. Dzisiejsza Galeria Sztuki Ludowej i Nieprofesjonalnej w Kujawsko-Pomorskim Centrum Kultury w Bydgoszczy jest kolebką zdolnych i obiecujących artystów. Nie mam wątpliwości, że prestiż konkursu w dużym stopniu promieniuje wielkością wieloletniego przewodniczącego komisji oceniającej.
Pozostawił Profesor Aleksander Jackowski bogaty dorobek materialny i inspirujące dzieło intelektualne. Będziemy z nich korzystać, a może nawet jakieś zdanie Aleksandra rozwiniemy twórczo w kierunku, który i On mógłby przyjąć. Na pewno pamięć o Nim pozostanie długo jeszcze żywa, warto by ją utrwalić, nobilitując którąś z naszych młodych galerii imieniem Aleksandra Jackowskiego.
Niech spoczywa w pokoju!
Zbigniew Chlewiński